Maciej Karczyński: dobra wiadomość to zła wiadomość

Maciej Karczyński (archiwum własne)

Aby być rzecznikiem trzeba być trochę narcyzem, ale w tym dobrym tego słowa znaczeniu. Trzeba lubić występować publicznie, lubić media. Jeśli chcesz być operacyjniakiem czy komandosem, musisz nauczyć się ciszy i spokoju wokół siebie. Powiem tak, praca jako antyterrorysta czy kryminalny nigdy nie była tak niebezpieczna jak praca na stanowisku rzecznika. Nigdy nie byłem tak spocony na plecach jak przed występowaniem przed kamerą. Szczególnie w sytuacjach kryzysowych, a tych nie brakowało. W pracy z dziennikarzami nigdy nie było wiadomo co się może wydarzyć. Jako rzecznik zawsze mocno broniłem kolegów i koleżanek. Nie pozwalałem na bezpodstawne atakowanie, choć ono zawsze występowało. Łatwiej pokazać w mediach sensację, półprawdę aniżeli powiedzieć, że Policja dobrze coś zrobiła. To jest stwierdzone naukowo, że dobra wiadomość to zła wiadomość. Muszę przyznać, że odczuwałem dużą satysfakcję będąc rzecznikiem w Policji czy w ABW. To było uwieńczenie moich zawodowych marzeń. Najpierw przeżyłem moc bycia antyterrorystą potem operacyjnym, a na koniec twarzą kolegów. Od chodnika po biurko rzecznika.

Z Maciejem Karczyńskim, byłym funkcjonariuszem Policji oraz Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, wieloletnim działaczem sportowym – rozmawia Anna Ruszczyk.

 

Początek lat 90. to pełen rozkwit przestępczości zorganizowanej i struktur mafijnych. Co skłoniło Pana do wstąpienia w szeregi Policji w tym trudnym dla organów ścigania czasie?

Moja osobista sytuacja. Zawsze chciałem grać w piłkę nożną. Trenowałem w Pogoni Szczecin, marzyłem jak każdy młody chłopak o grze z orłem na piersi. Jako najstarszy junior doznałem urazu oka. Dostałem piłką w oczodół. Miałem podejrzenie odklejenia siatkówki w oku. Lekarz nakazał mi zrobić przerwę od wysiłku czyli treningów. Po powrocie na treningi obraziłem się na trenera. Oprócz tego niestety musiałem szybko dorosnąć. Okazało się, że mam być ojcem. Miałem wtedy 18 lat. Zamiast piłki szukałem pracy, aby zarobić na rodzinę. Nosiłem złom w stoczni i worki w porcie. Grałem też jako DJ na depeszowskich (Depeche Mode) dyskotekach. Skończyłem maturę na prawie samych piątkach. Miałem tylko jedną czwórkę. Próbowałem pójść na studia dzienne. Ale wtedy po raz pierwszy zrozumiałem, że oceny nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Mój kolega który prześlizgiwał się z klasy do klasy w technikum dostał się na uczelnię, a ja niestety nie. W końcu mama mnie namówiła abym poszedł do policji. Mówiła, że to już nie milicja i to dobra, stabilna praca z możliwością rozwoju. I tak zamiast być piłkarzem zostałem policjantem. Studia robiłem zaocznie.

Na początku służył Pan w kompanii antyterrorystycznej potem Wydziale dw. z Przestępczością Narkotykową KWP w Szczecinie oraz Centralnym Biurze Śledczym. Jak z perspektywy czasu ocenia Pan ten rozdział swojego życia?

Bardzo dobrze. Nauczyłem się być twardzielem i poznałem życie od drugiej strony. Miałem wspaniałych kolegów i przełożonych. No, może oprócz szefa w CBŚ, który mnie nie lubił. Praca jako policyjny komandos nauczyła mnie wielu zasad, których trzymam się do dziś. Jako kryminalny spędziłem wiele godzin na obserwacjach, podsłuchach, zasadzkach, realizacjach czy operacyjnych rozmowach z wieloma ludźmi. Wszystko to ukształtowało mnie na rasowego psa. Poznałem prawdziwy smak pracy z bandytami, ale poczułem także jak to jest pomagać innym ludziom. Praca w służbach zdecydowanie mnie uszlachetniła. To ćwierć wieku, naprawdę sporo czasu [śmiech].

Czy faktycznie CBŚ było polskim FBI i czy właśnie tam trafiali najlepsi z najlepszych?

Moim zdaniem tak, choć zawsze były wyjątki. Mogę powiedzieć, że udało mi się trafić do elity, ale nigdy tak siebie nie postrzegałem. Gdyby nie dzielnicowy czy kolega z drogówki nie zrealizowałbym nigdy swoich spraw. To są naczynia połączone. Oczywiście w latach, gdy powstawało CBŚ, faktycznie byliśmy traktowani jako elita. Poszły na to duże pieniądze, aby doposażyć nas w walce ze zorganizowaną przestępczością. Nastąpił pewien przełom. Z wydziałów Przestępczości Zorganizowanej i do walki z Przestępczością Narkotykową powstał jeden – CBŚ. Rozbite zostały grupy przestępcze z Wołomina, Pruszkowa czy takie jak w Szczecinie, gdzie pracowałem. Powołanie CBŚ było medialnie pokazywane jak FBI w Ameryce.

Czego można nauczyć się służąc w takiej formacji, jaką lekcję można odrobić?

Można nauczyć się pracy operacyjnej, rozmów z agentami, informatorami, z osobami poszkodowanymi, świadkami czy przestępcami. Ponadto pracy analitycznej oraz typowo intelektualnej, jak choćby wyciągania wniosków, prowadzenia spraw w taki sposób, aby zebrany materiał operacyjny móc przetworzyć w dowodowy. Można poznać realia pracy narażając własne życie dla innych. Trzeba pamiętać o tym, że taka praca często koliduje z rodzinnymi obowiązkami. Mogę powiedzieć, że nauczyłem się wytrwałości, cierpliwości, pracowitości i pokory.

Maciej Karczyński (archiwum własne)

Po kilku latach objął Pan stanowisko rzecznika prasowego Policji i ABW. To dość duża zmiana, jeśli chodzi o charakter wykonywanych zadań. Czy bycie „twarzą służb” może być równie satysfakcjonujące jak zwalczanie przestępczości?

Moim zdaniem, aby być rzecznikiem trzeba być trochę narcyzem. Ale w tym dobrym tego słowa znaczeniu. Trzeba lubić występować publicznie, lubić media. Jeśli chcesz być operacyjniakiem czy komandosem, musisz nauczyć się ciszy i spokoju wokół siebie. Powiem tak, praca jako antyterrorysta czy kryminalny nigdy nie była tak niebezpieczna jak praca na stanowisku rzecznika. Nigdy nie byłem tak spocony na plecach jak przed występowaniem przed kamerą. Szczególnie w sytuacjach kryzysowych, a tych nie brakowało. W pracy z dziennikarzami nigdy nie było wiadomo co się może wydarzyć. Jako rzecznik zawsze mocno broniłem kolegów i koleżanek. Nie pozwalałem na bezpodstawne atakowanie, choć ono zawsze występowało. Łatwiej pokazać w mediach sensację, półprawdę aniżeli powiedzieć, że Policja dobrze coś zrobiła. To jest stwierdzone naukowo, że dobra wiadomość to zła wiadomość. Muszę przyznać, że odczuwałem dużą satysfakcję będąc rzecznikiem w Policji czy w ABW. To było uwieńczenie moich zawodowych marzeń. Najpierw przeżyłem moc bycia antyterrorystą potem operacyjnym, a na koniec twarzą kolegów. Od chodnika po biurko rzecznika [uśmiech].

Dlaczego warto kreować wizerunek Policji w mediach i na czym tego typu działania polegają?

Należy pokazywać Policję ponieważ to buduje zaufanie do zawodu. Przychodząc w 1991 roku do Policji często mówiono „milicja”. Zaufanie do munduru było nikłe. Raczej kojarzono nas z represją władzy niżeli z niesieniem pomocy ludziom. Dlatego w połowie lat 90. stworzono wydziały komunikacji społecznej. Miały one za zadanie budowanie wizerunku Policji. Miałem w tym swój duży udział. Zastępując Krzysztofa Targońskiego w Szczecinie aktywnie uczestniczyłem w spotkaniach, których celem było stworzenie nowych zarządzeń dla zespołów prasowych czy wdrażanie nowych rozwiązań medialnych. Zresztą Policja była pierwszą instytucją państwową tak bardzo otwartą dla mediów. Paweł Biedziak był prekursorem tej formy współpracy. Potem kontynuował to Mariusz Sokołowski, a ja przychodząc do Warszawy wraz z nim. Stolica (Komenda Stołeczna Policji) zawsze była prawdziwym poligonem do „walki” i kreowania właściwej polityki medialnej. Na czym polegają tego typu działania? Na szeregu wypracowanych form. Od przepisów do realizacji i postępowania w kontaktach z mediami, po wychodzenie do ludzi z różnymi akcjami. Dziś są to również social media. Mariusz Ciarka jest w tym mistrzem [uśmiech]. Chciałbym podkreślić, że zawsze szkolili nas najlepsi PR-owcy w Polsce. Ponadto sami spotykaliśmy się omawiając błędy i dobre działania. Wymiana informacji, ujednolicenie dobrych relacji z innymi instytucjami czy poszczególnymi redakcjami. Szkolenia były z udziałem np. prokuratorów czy mediów. Ale też był czas na dobre kontakty na balu dziennikarzy organizowanym przez KGP, na który przychodzili ministrowie MSWiA i wszyscy najważniejsi dziennikarze śledczy. To ogrom działań stricte zawodowych, ale również tych nieformalnych. Wszystko po to, aby dziś Policja mogła się cieszyć jednym z największych zaufań obywateli do zawodu policjanta.

Z jakimi problemami boryka się obecnie Policja?

Dziś trudno mi w pełni odpowiedzieć na to pytanie, gdyż nie znam obecnej specyfiki. Czasami słyszę co nieco, ale zawsze staram się unikać plotek. Natomiast dostrzegam inny problem. Policja spotyka się z oskarżaniem jej upolitycznienia. Faktycznie można odnieść takie wrażenie, chociaż moim zdaniem zawsze tak było, tylko być może było to mniej widoczne. Znam osobiście zarówno komendanta głównego jak i dwóch jego zastępców. To fachowcy i gliniarze z krwi i kości. Z dwoma pracowałem osobiście. Z jednym biurko w biurko w CBŚ. Pamiętam jak byliśmy na zasadzce, gdzie mogliśmy nawet zginąć. Z drugim w KSP pracowałem przy wielu zabezpieczeniach imprez masowych czy demonstracji. To naprawdę wysoko wyspecjalizowani funkcjonariusze. Uważam, że aktualnie największym problemem Policji jest odebranie im wielu przywilejów. Jak sięgam pamięcią, przyznaję, że sam wstępowałem do Policji dlatego, że można było mieć z tego tytułu pewne korzyści. To normalne postępowanie u każdego, kto wybiera określony zawód. Patrzy się wtedy na to czy jest opieka socjalna, trzynastka, szybsza emerytura, możliwość rozwoju, awansu. W tamtych czasach Policja właśnie to zapewniała. Obecna reforma emerytalna nie jest do końca dobra. Żaden policjant po 15 latach służby nie poszedłby na emeryturę, proszę mi wierzyć. To były niewielkie procenty w całej skali odejść. Poza tym i tak musieli iść dalej do pracy, ponieważ nie wyżyliby z tej emerytury. Miałem wielu kolegów i wiem doskonale jak to działało. To raczej medialne zamieszanie niż prawdziwa korzyść. Być może z tego powodu są obecnie wakaty, z drugiej strony, one były zawsze. Jak wstępowałem w latach 90. to ludzie pchali się do Policji, dziś niekoniecznie. Na miejscu decydentów zastanowiłbym się jak zachęcić młodych ludzi do wstępowania do służby. To specyficzny zawód i musi mieć jakieś przywileje. Bezpieczeństwo nie ma ceny. Proszę mi uwierzyć.

Na koniec chciałabym dowiedzieć się co Pan sądzi o tzw. ustawie dezubekizacyjnej?

Trudny temat. Osobiście uważam, że zbiorowe karanie wszystkich nie powinno mieć miejsca. Z drugiej strony po części rozumiem rządzących. Takie obietnice składali przy wyborach. Problem wynika jednak z zaszłości. Błąd popełniono w 1989 roku i to właśnie wtedy trzeba było wszystko wyczyścić. Wyjąć wszystkie teczki, pokazać i ukarać winnych prawdziwych czynów. Po latach zastosowano zasadę zbiorowej odpowiedzialności. Szkoda. Skrzywdzono przy okazji wielu ludzi, którzy tylko z uwagi na system w danym okresie obtarli się o SB. Tacy ludzie dziś czują żal do swojej Ojczyzny. Tutaj naprawdę byłoby dobrze, aby to naprawić, aby odwołania rozpatrywać na korzyść takich ludzi. Jednocześnie uważam, że ludzie którzy w tamtym okresie łamali prawo, przekraczali swoje uprawnienia, byli aparatczykami władzy powinni być rozliczeni. Moje zdanie nie ma żadnej siły i mocy sprawczej. Może być tylko podpowiedzią dla tych, którzy stworzyli ten przepis, aby mieli świadomość krzywdy wielu niewinnych ludzi. Krzywdy ludzi, którzy wykonywali wówczas swoje obowiązki zgodnie z prawem. Być może warto to ocenić jeszcze raz i zmienić.

Gdybyśmy wrócili do lat 90. Czy przeszedłby Pan raz jeszcze tę samą drogę w Policji, czy też mając aktualną wiedzę poszedłby Pan w zupełnie innym kierunku?

Nie żałuję, że byłem policjantem. Jestem z tego dumny. Tak samo z pracy w ABW. Poznałem wielu wspaniałych ludzi. Poznałem smak adrenaliny na linii frontu i przed kamerami. Pomogłem wielu ludziom. Nigdy bym nie był tutaj, gdyby nie służba dla Ojczyzny. Ale… zawsze marzyłem o tym, aby być piłkarzem… Ja po prostu kocham piłkę nożną, dziś zwaną futsalem.

Dziękuję za rozmowę

Maciej Karczyński – od 1991 roku pracował w policji m.in. w kompanii antyterrorystycznej, Wydziale d/w z Przestępczością Narkotykową, Centralnym Biurze Śledczym. W 2004 roku rozpoczął współpracę z mediami. Od 2006 roku został rzecznikiem prasowym Komendanta Wojewódzkiego Policji w Szczecinie, a w 2009 roku, Stołecznego w Warszawie. Współpracował w przygotowaniu organizacji procesu komunikacji społecznej w sytuacjach kryzysowych podczas Euro 2012 funkcjonującego w ramach Zespołu ds. opracowania i realizacji polityki informacyjnej Programu Bezpieczeństwa UEFA EURO 2012. Został twarzą stołecznej policji podczas mistrzostw Europy w piłce nożnej w2012 roku. Krótko po nich przeszedł do największej cywilnej służby specjalnej – Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, w której pracował do stycznia 2016 roku. Dyplomowany menedżer sportu, licencjonowany trener piłki nożnej oraz wieloletni działacz sportowy. Miłośnik kreowania właściwej komunikacji ze społeczeństwem oraz zarządzania wizerunkiem. Aktualnie prowadzi własną działalność związaną ze szkoleniami i wykładami. Obecnie występuje systematycznie w Magazynie Kryminalnym 997, który jest emitowany w TVP 1, gdzie ostrzega przed nowoczesnymi formami oszustw.

Facebook