Antyterrorka to nie zawody sportowe

źródło: CICHY FIGHT&TACTICS

Byłem ambitny, dociekliwy i wiecznie było mi mało, docierało do mnie, że oddział AT staje się przestarzały. Przyglądałem się pracy starszych kolegów, zadawałem pytania na które niestety nie otrzymywałem odpowiedzi. Obserwowałem ich na akcjach dostrzegając coraz więcej rozbieżności. Byłem pewien, że odział przestał się rozwijać, nie wychodzi na przeciw nowym zagrożeniom i wymaganiom stawianym przez „naszych przeciwników”. W tamtym czasie miałem znaczącą decyzyjną pozycję w jednostce i postanowiłem wraz z kilkoma chłopakami zacząć zmieniać oblicze AT. Miałem ogromne szczęście do ludzi, którzy tak jak ja, byli chętni do podejmowania wyzwań, zaangażowani w pracę i gotowi na zmiany. Sporo czasu zajęło nam zrealizowanie celu, który ostatecznie osiągnęliśmy dzięki przychylności naszego głównego dowódcy. Wyprowadziliśmy pododdział AT na wyżyny, natomiast media określiły nas jako najlepszy w kraju. Czułem się usatysfakcjonowany i pewny, że z każdej akcji wrócimy cali i zdrowi.

Z Grzegorzem Mikołajczykiem Ekspertem ds. Antyterroryzmu & Bezpieczeństwa, autorem książki „ANTYterrorysta. Od marzeń po szczyt” – rozmawia Anna Ruszczyk.

 

 

 

Nie będzie to zaskoczeniem, jeśli zacznę od pytania o powody i motywacje, które skłoniły Cię do napisania autobiografii?

W zasadzie nigdy o tym nie myślałem, aż do pewnego momentu, w którym miałem „przyjemność” brać udział w jedynej jak do tej pory akcji antyterrorystycznej z udziałem zakładników. Gdzieś tam, głęboko w sercu i marzeniach pojawiały się myśli, aby kiedyś wydać własną książkę, ale wówczas wydawało mi się to niemożliwe i nierealne. Sądziłem, że książki to mogą wydawać i pisać tylko „uczeni” mocno wykształceni i ludzie, którzy zajmują się literaturą. Znając siebie, swoją konsekwencję i realne dążenie do zaplanowanych celów, zacząłem coraz częściej o tym myśleć. To też w mocnym stopniu ugruntowało mnie w przekonaniu, że napisanie i wydanie książki będzie czymś ponadprzeciętnym w środowisku, w którym się obracam. Nie interesowały mnie schematy i standardy. Bo one były dla mnie nudne. Oczekuję od siebie i innych zawsze czegoś więcej. I to dodało mi sił, aby jednak pisać książkę. Przeanalizowałem życie, pracę, marzenia, sukcesy, porażki i uznałem, że jest o czym mówić i warto o tym napisać. Pierwsze myśli o książce pojawiły się tak na poważnie jakieś 22 lata temu, natomiast za konkrety wziąłem się dużo później. Cała praca bez pośpiechu trwała ponad 9 lat, aż do momentu znalezienia odpowiedniego wydawnictwa Dewroj, z którym w precyzyjny i skuteczny sposób przystąpiliśmy do realizacji. Przyznaję, wcześniej wiele razy zawiodłem się na ludziach, którzy oszukali mnie widząc w tym własny interes, podszywali się pod autorów mojej książki. Na szczęście takich prostackich ludzi zawsze można przejrzeć, prędzej czy później. Zabiorę się za oszustów, ale w odpowiednim dla mnie i ich czasie. Niestety, będą musieli ponieść konsekwencje swoich niecnych działań.

Poznając Twoją historię, miałam wrażenie, że śledzę losy osoby niezłomnej, niezwykle zdeterminowanej w realizacji celów, totalnie zafiksowanej na punkcie bezpieczeństwa, taktyki i walk. Czy takie cechy pomagały, czy raczej utrudniały funkcjonowanie w świecie służb?

Wszystkie te elementy, które wymieniłaś, z pewnością pomagały. To prawda, jestem zafiksowany na punkcie bezpieczeństwa. To całe moje życie, czuję to, jestem w tym dobry i poświęcam temu czas. Tylko, że ja jestem głównie praktykiem, a niestety praktyków na rynku mamy coraz mniej. Teoria też jest potrzebna, ale w momencie prawdziwego kryzysu ta teoria nie wystarcza. Jestem wdzięczny mojej determinacji, to właśnie ona zaprowadziła mnie tam, gdzie dzisiaj jestem. W mojej książce chciałem wyraźnie zaakcentować, zwłaszcza dla młodych ludzi nowego pokolenia, że możliwe jest osiągnięcie zamierzonych celów dzięki olbrzymiej determinacji. Mimo coraz to większych w obecnych czasach kłopotów czy narastającej zawiści ze strony innych ludzi. Uważam, że każde marzenia i cele są do osiągnięcia, tylko musisz mocno wzmocnić swój charakter i dążyć do celu wbrew wszystkiemu. Na wszystko potrzebny jest czas. Naucz się akceptować czas, on czyni cuda.

źródło: CICHY FIGHT&TACTICS

Największe rozczarowanie służbą w Policji albo nie, dość tych złych emocji. Największe sukcesy, Twoje sukcesy, które odniosłeś jako antyterrorysta.

Na pewno udział w akcji antyterrorystycznej z uratowaniem zakładników. Otrzymanie odznaczenia Medal za Dzielność od Prezydenta RP. To takie najważniejsze dla mnie sukcesy, choć było ich znacznie więcej. Wiele osób uratowaliśmy, ci ludzie nawet nie mają świadomości, że zawdzięczają nam swoje życie. Sukcesem dla mnie jest również ścieżka mojej kariery. Byłem jednym z dwóch funkcjonariuszy, którzy zostali przez Komendanta nominowani do służby stałej po 1,5 roku służby (normalnie każdy policjant jest nominowany do służby stałej po 3 latach). Szybko zostałem awansowany na z-cę d-cy sekcji szturmowej, później jako d-ca a następnie dość szybko jako instruktor. Miałem przez to upragniony wpływ na rozwój pododdziału antyterrorystycznego w szkoleniu i jego zmianach na lepsze. Bardzo mnie to satysfakcjonowało. Nie osiągnąłbym tego bez wspomnianej determinacji, mocnego zaangażowania w trening i oczywiście moją miłość do pracy antyterrorystycznej. To właśnie te czynniki sprawiły, że osiągnąłem sukces.

Dawne czasy AT i ich obecne oblicze, to są zupełnie dwa różne światy, czy też niczym się nieróżniące?

Przed wstąpieniem do AT jako młody chłopak posiadałem wiedzę głównie z gazet, opowieści innych kolegów, jakiś materiałów w tv. Wiedziałem czego w życiu chcę. Jak już się dostałem, to dość szybko spostrzegłem, że czegoś mi w tej robocie brakuje. Nawet odczuwałem lekkie rozczarowanie. Byłem ambitny, dociekliwy i wiecznie było mi mało, docierało do mnie, że oddział AT staje się przestarzały. Przyglądałem się pracy starszych kolegów, zadawałem pytania na które niestety nie otrzymywałem odpowiedzi. Obserwowałem ich na akcjach dostrzegając coraz więcej rozbieżności. Byłem pewien, że odział przestał się rozwijać, nie wychodzi na przeciw nowym zagrożeniom i wymaganiom stawianym przez „naszych przeciwników”. W tamtym czasie miałem znaczącą decyzyjną pozycję w jednostce i postanowiłem wraz z kilkoma chłopakami zacząć zmieniać oblicze AT. Miałem ogromne szczęście do ludzi, którzy tak jak ja byli chętni do podejmowania wyzwań, zaangażowani w pracę i gotowi na zmiany. Sporo czasu zajęło nam zrealizowanie celu, który ostatecznie osiągnęliśmy dzięki przychylności naszego głównego dowódcy. Wyprowadziliśmy pododdział AT na wyżyny, natomiast media określiły nas jako najlepszy w kraju. Czułem się usatysfakcjonowany i pewny, że z każdej akcji wrócimy cali i zdrowi. Miłe jest również to, że z naszych doświadczeń korzystali także koledzy z innych jednostek. Obszerniej opisuję te klimaty w mojej książce.

Jak rodził się w Polsce „street boxing” i czy polskie służby specjalne były zainteresowane tym systemem walk?

Bardzo długa historia. SB miałem w głowie od bardzo dawna. Przewinąłem się przez wiele systemów, sportów i sztuk walk. Nigdzie nie znalazłem tego, czego poszukiwałem. Zawsze chciałem pójść dalej, na żywioł, na faule, brutalność, skuteczność i po zwycięstwo. Jak trafiłem do CSS dr Bryla trochę otworzyłem oczy, że jednak istnieją systemy konkretne, takie, jakich szukałem. Poznałem wyśmienitych fighterów, sporo się od nich nauczyłem. Miałem już wcześniej solidne przygotowanie sportowe i techniki boksu/kick boxingu zawsze mi służyły. Nie mogłem przestawić się w 100% na taktykę walki jaką preferował dr Bryl. Natomiast to u niego i od jego ludzi otrzymałem wiedzę o prawdziwej, realnej walce. Postanowiłem stworzyć coś, czego zawsze sam poszukiwałem – dobre przygotowanie sportowe połączone z realną walką na ulicy, szybką, skuteczną, opierającą się głównie na faulach. Miałem kilku konkretnych kolegów, razem zaczęliśmy układać system, który po latach okazał się być skutecznym i kompletnym. Zainteresowanych udziałem w naszych szkoleniach i seminariach nigdy nie brakowało. Przyjeżdżali naprawdę wyśmienici fighterzy, laliśmy się na ostro. Dla mnie zawsze to była nauka i doskonalenie systemu. Dziś wiem, że takie treningi, jakie my kiedyś robiliśmy, są po prostu nie możliwe. Zmieniły się ludziom charaktery. Chcą posiąść umiejętności, ale bez bólu, potu, zmęczenia i ryzyka. Osiągnąłem sukces w SB i to było dla mnie ważne. Kto był, to widział i wie. Rozmawiałem ostatnio z kolegą, który mieszka na stałe w Niemczech. Po tylu latach pięknie wspominał, że to był w jego sportowym życiu związanym z walką wręcz najlepszy szkoleniowo czas. Próbowałem też wprowadzać SB do służb mundurowych. Kilka jednostek specjalnych było zainteresowanych. Ułożyłem program, ale po czasie trzeba było go zmodyfikować z uwagi na możliwość wystąpień kontuzji, co było dla mnie zrozumiałe. SB nie przyjął się na stałe w żadnej jednostce specjalnej, o co zresztą tak bardzo nie zabiegałem. SB był i jest dla ludzi z charakterem i dla tych, którzy bardzo tego chcą, mimo bólu i realności. Tej realności obawiają się trochę ówcześni kandydaci.

źródło: CICHY FIGHT&TACTICS

Chciałeś być „lekarzem sprawiedliwości”. Kogo, z czego i w jaki sposób chciałeś wyleczyć?

To określenie, które sam ukułem w uporczywym dążeniu do realizacji celów, aby mimo przeciwności losu dostać się do Antyterrorystów. Szanowałem wszystkie inne służby wojskowe i policyjne, ale nie interesowało mnie wieczne szkolenie, misje oraz strzelanie do tarcz. Nie chciałem być super wyszkolonym komandosem nie realizującym się w praktyce. Policja zawsze była bliższa memu sercu, nie wiem dlaczego. Wiedziałem, że jako Antyterrorysta będę leczył społeczeństwo z najgorszego „wirusa” przestępczości kryminalnej czy terrorystycznej. To właśnie AT szli na pierwszy bój z najgorszym elementem zagrażającym życiu i zdrowiu pozostałej dobrej ludzkości. Ryzykowali. I to mnie napędzało do tego, aby być właśnie tym „lekarzem sprawiedliwości” tylko i wyłącznie w praktyce. Dziś już wiem, że jednak trzeba to kochać, aby podołać. Moją receptą zrealizowaną w aptece było uratowanie komuś życia lub powrót z dobrze zrealizowanej akcji.

Dlaczego tak zdolny, pracowity i oddany służbie policjant stał się solą w oku innych funkcjonariuszy?

To zjawisko dotyczy wielu osób. Nie tylko ja byłem oddany służbie, choć tworzyliśmy zdecydowaną mniejszość. Znaczną większość stanowiło pospolite ruszenie ludzi zazdrosnych, zawistnych i wścibskich. Jak Tobie się udało, a innym nie, to byłeś zły. Problem polegał na tym, że ci ludzie nie brali zupełnie pod uwagę faktu, że nam się nic samo z siebie nie udawało. To nie był przypadek czy fart. Nasze sukcesy zawdzięczaliśmy swojej kreatywności, determinacji, samodoskonaleniu ponadprogramowym i miłości do tej roboty. Kiedyś to mnie bardzo wybijało w rytmu, ale teraz już wiem, że tacy są ludzie. Czy to w służbach specjalnych, czy w biznesie, zawsze są tacy, którzy będą Tobie zazdrościć, że to Ty jesteś na szczycie, a nie oni. Nie analizują, jak ciężko zapracowałeś na sukces, ile w to włożyłeś pracy. Nauczyłem się takich ludzi spychać na bocznicę, byli i nadal są mi obojętni. Trzymam ich z dala, aby mi nie przeszkadzali.

Po czym można poznać, który pododdział antyterrorystyczny jest najlepszy w kraju, jakie kryteria brane są pod uwagę?

Nieformalnie, w kuluarach opinia publiczna określała pododdział AT jako najlepszy tylko i wyłącznie po ilości wystąpień w telewizji [uśmiech], ale to do końca nie było prawdą. Wiemy, że jak każdy profil działalności biznesowej, wszystko zależy od promocji i reklamy. Według mojej opinii, nie ma najlepszych czy najgorszych oddziałów antyterrorystycznych. Albo one są i realizują zadania, albo ich nie ma lub są rozwiązane, ponieważ nie spełniają oczekiwań. Wszystkie powołane do życia oddziały antyterrorystyczne mają swoje zadania do realizacji. Jeżeli istnieją to znaczy, że są dobre i spełniają oczekiwania. Antyterrorka to nie zawody sportowe, aby klasyfikować kto jest najlepszy a kto najgorszy. Traktujmy wszystkie służby na jednym poziomie.

W książce „Antyterrorysta. Od marzeń po szczyt” podzieliłeś się z czytelnikami trudnymi, osobistymi wspomnieniami z czasów służby w wojsku i w Policji. Jako antyterrorysta poruszałeś się po niebezpiecznym terenie, podejmowałeś ryzyko nawet wtedy, gdy stawką było Twoje własne życie. W jaki sposób udało Ci się nie przesiąknąć całym tym złem i patologią?

Jeżeli wiesz, czego chcesz, umiesz ze sobą rozmawiać, masz wsparcie w najbliższych, to możesz przenosić góry. Zawsze uważałem i uważam, że dobrym psychologiem jestem sam dla siebie. Natomiast wiem, że gdybym skręcał lekko w lewo, to moi najbliżsi z pewnością by mnie nakierowali na odpowiednie tory. Czy byłby to psycholog, tego nie wiem, nie musiałem z takich usług korzystać. Potrafiłem oddzielić zaangażowanie i miłość do służby od fanatyzmu. Podejmując tę robotę sam z siebie byłem przygotowany na to, co może mnie czekać w służbie. Później umiejętnie kontrolowałem to, co było jednym z elementów samodoskonalenia, tylko nikomu się tym nie chwaliłem.

Jakich wspomnień związanych ze służbą celowo nie uwieczniłeś w swojej książce i dlaczego?

Nie opisałem kilku akcji, spraw i ważnych momentów, ale zrobiłem to celowo. Przymierzam się do kolejnej publikacji, w której będę chciał opisać sporo wątpliwości i faktów nie do końca lukrowanych dla systemu antyterrorystycznego. Nie chcę najeżdżać na system, który jak wszyscy wiemy jest kulawy, ale chcę to zrobić po to, aby mniej Policjantów ginęło na służbie. Dzisiaj trochę żałuję, że kilku sytuacji i własnych opinii nie opisałem, ale z pewnością zrobię to w kolejnej książce.

Zaintrygował mnie poruszony w publikacji wątek rekrutacji specjalnych. Co by się stało, gdybyś jednak zabił rekruta?

Przeszła mi przez głowę taka myśl. Pewnie chciałbym do tego nie dopuścić. Z jednej strony nie chciałem się poddać i odpuścić, z drugiej nie chciałem rekrutowi zrobić wielkiej krzywdy. W takich akcjach zawsze jest ryzyko, że coś może pójść inaczej niż założysz. Oczywiście biorąc pod uwagę, że to nie była prawdziwa akcja z prawdziwym figurantem. To przecież miał być tylko test. Chłopak miał swój charakter, ja swój i o mały włos a doszłoby do tragedii. Jeżeli poszedłbym na całość a rekrut zmarł, to z pewnością powstałby wielki problem dla ABW, Policji no i dla mnie osobiście również. Pozbawiłbym życia niewinnego chłopaka, który chciał wstąpić do służb. Myślę, że byłby to dla mnie ogromny cios w sumienie i serce. Z drugiej strony jakbym odpuścił i to ja wymiękł, nikt by w to nie uwierzył i cała moja reputacja zostałaby zakopana głęboko w ziemi. Chyba nie mam konkretnej odpowiedzi na to pytanie. Nigdy nie wiesz, co cię za chwilę czeka.

źródło: CICHY FIGHT&TACTICS

Jak oceniasz obecny system szkoleń w jednostkach AT, które obszary wymagają udoskonalenia?

Tak naprawdę wszystkie obszary wymagają udoskonalenia, zresztą jak cała Policja. Zmiana pokoleniowa i systemowa nie wpłynęła korzystnie na rozwój służb specjalnych. Bardzo miło mi było, jak od jednego z kolegów czynnych w służbie antyterrorystycznej usłyszałem, że po odejściu Cichego pododdział już nigdy nie wrócił na odpowiednie tory szkoleniowe i praktyczne. Wiem, że wciąż brakuje odpowiedniego szkolenia, treningów w realnych warunkach i strzelań głównie w pomieszczeniach. Rozwiązania taktyczne zakładnicze nie przechodzą transformacji. W oddziałach AT nadal siedzą ludzie, którzy nic korzystnego do rozwoju nie wnoszą. Wszyscy powiedzą, że brakuje budżetu na szkolenia i rozwój służb specjalnych! Ja twierdzę, że budżet jest, ale brakuje zaangażowania i kreatywności u samych realizatorów akcji.

Czym dzisiaj się zajmujesz i co jest Twoim kolejnym celem?

Moich kolejnych celów nigdy wcześniej nie zdradzam. Mam je w głowie. Po osiągnięciu celu mogę się tym faktem podzielić, wolę niczego nie zapeszać. Dzisiaj zajmuję się w dalszym ciągu bezpieczeństwem na rynku cywilnym. Jest sporo do zrobienia, choć i konkurencja duża. Znalazłem swoje miejsce w obszarach biznesowych, gdzie staram się realizować i dzielić doświadczeniem oraz wsparciem dla tych, którzy tego potrzebują. Dzisiaj ktoś, kto dysponuje dobrze funkcjonującą firmą i majątkiem, jest narażony na różnego rodzaju działania ze strony przestępców. Od kompetencji miękkich przestępców, czyli oszustw w firmie, kradzieży, wyprowadzania pieniędzy, po kompetencje twarde jak porwania, uprowadzenia, wymuszenia, haracze, zastraszenia. Każdy biznesmen czy jego firma są narażeni na takiego rodzaju zagrożenia.

Dziękuję za rozmowę

Facebook