Dziękuję za Twój wysiłek. „Planeta K.” Piotr Milewski

Próbuję sobie przypomnieć dzień, w którym postanowiłam udać się na „Planetę K.” Myślę, że to zdarzyło się wtedy, gdy kolejny dzień z rzędu padała mieszanka deszczu ze śniegiem, to było wtedy, gdy z odbiorników nadawano wyłącznie złe wieści, a ludzie prześcigali się w publikowaniu pełnych nienawiści postów. To musiał być dzień, w którym postanowiłam za wszelką cenę, choćby na chwilę, wydostać się z tego kraju, najlepiej gdzieś daleko stąd. Wydaje mi się, że to właśnie wtedy pojawił się w mej dłoni bilet do Japonii.

Piotoru-san, czyli przepiękna historia człowieka, który kilka lat swego życia poświęcił pracy na rzecz japońskiej korporacji. No właśnie, poświęcił, ofiarował czy po prostu wyciął pewien fragment czasu ze swojego życia? Na to pytanie każdy z nas znajdzie zupełnie inną odpowiedź. I oto też chodzi w „Planecie K.”, aby podążając za głównym bohaterem nie zgubić własnej drogi. Dokąd? Najprościej, do celu. Pięć lat w japońskiej korporacji to naprawdę szmat czasu. Czasu potrzebnego na poznanie zupełnie innej kultury pracy, zwyczajów, etykiety, standardów, prawideł. Całej tej korporacyjnej sztuki dedykowanej wyższym celom. A jakie mogą być cele przedsiębiorstwa K.? Czy są one zgodne z misją i wizją, z wartościami, którymi hołdują całe rzesze pracowników i ich rodziny?

Piotoru-san wyrusza na podbój Wielkiego Świata, odważnie stawia kroki na zupełnie obcym gruncie. Jest w nim jakaś dzika determinacja, zawzięcie, upartość. Lecz z czasem nawet i on, korporacyjny zwierz, dostrzega wady pracy w japońskiej firmie. Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma? Kto wie? Za sprawą bohatera wnikliwie obserwującego otoczenie wyruszamy w rejony dusznych i mrocznych miejsc w których za milczącym przyzwoleniem ogółu dokonuje się morderstw intelektualnych. Czy korpoświat pełen jest psychopatów? Czy zasady w nim panujące faktycznie służą wyższemu dobru, czy są w jakikolwiek sposób zgodne z zasadami współżycia społecznego i prawami człowieka?

Kolejne kontrakty, narady, umowy, kierat, kocioł, fabryka. Dzień, noc, minuta po minucie, zegar nieprzerwanie tyka. Ludzie w wiecznym pędzie, wylewające się z tunelu masy uporczywie zmierzające do biur. Obdarci z planów, ambicji, pasji, marzeń. A może właśnie płynący na fali sukcesów, satysfakcji, poczucia dobrze wykonanej roboty? Trudno decydować za każdego, to my sami musimy wiedzieć, gdzie jesteśmy, dokąd zmierzamy i czy obrany przez nas kierunek jest właściwy. Piotr Milewski częstuje nas wyśmienitym, orientalnym daniem – japońską korporacją w sosie własnym. Kaskady nut smakowych odbieranych wszelkimi zmysłami, czyhająca na degustatora niepewność kolejnego kęsa. Wrażliwość zamknięta w betonie, delikatność uległa wobec siły jaką daje przynależność do korporacyjnego mikroświata. I ten świat, widziany pod mikroskopem, mieni się tysiącem barw. Zachwyca, odpycha, fascynuje, nuży, prowokuje do refleksji, wyzwala emocje, które ciężko okiełznać.

Piotoru-san, cóż żeś takiego uczynił, że zamarzyła mi się wyprawa do Japonii i to właśnie wtedy, gdy trudno zrealizować nawet te bardziej przyziemne marzenia? Wierzę, że tam trawa jest bardziej zielona, a ryż smaczniejszy. Balansowanie między prawdą a iluzją może skończyć się tragicznie, może też być jedną z ważniejszych lekcji w naszym życiu. W krzywym zwierciadle biurwy sprawy zdaje się wyglądają zupełnie inaczej. Wielozadaniowość napędza, ale i konsekwentnie spala. Ja to doskonale rozumiem. Dziękuję Ci za „Planetę K.”, historię, która na zawsze pozostanie w mej pamięci. Teraz powinnam zakończyć recenzję jakimś japońskim pozdrowieniem, ale prawdę mówiąc nie oddałoby to w najmniejszym stopniu klimatu „Planety K.”. Byłoby efektowną zagrywką, a nie o to przecież chodzi. Tokio wciąga, podobnie jak Bangkok. Życiowy bilans zysków i strat każdy musi sporządzić sam, bez względu na zajmowane stanowisko w strukturach, wydziałach, sekcjach i zespołach.

Autor: Piotr Milewski
Tytuł:
Planeta K.
Wydawca:
Świat Książki
ISBN:
978-83-813-9428-4
Liczba stron:
269

Facebook